Czasopis

Białoruskie pismo społeczno-kulturalne

07-08/2003


Kołas našaj nivy

Początki ruchu białoruskiego na Grodzieńszczyźnie nie byłyby możliwe, gdyby nie ksiądz Franciszek Hrynkiewicz, który po ukończeniu nauk teologicznych w 1909 r. osiadł w Grodnie na posadzie prefekta szkół.

Wtedy to, będąc już świadomym Białorusinem, potajemnie siał tę świadomość także wśród młodzieży gimnazjalnej pochodzącej z jego rodzinnych stron. Pochodził bowiem z Nowego Dworu (powiat sokólski). Urodził się tam 5 października 1884 r. w rodzinie Szymona i Magdaleny z Szymańskich. Ponieważ wcześniejsze dzieci umierały w wieku niemowlęcym, przyszłość syna ofiarowano św. Franciszkowi, nadając mu na chrzcie to imię. Rodzina Hrynkiewiczów miała rodowód unicki. W Nowym Dworze znajdowała się cerkiew unicka. Po epidemii moru, która nawiedziła to miasteczko w 1725 r., pozostały tylko trzy rodziny. Wtedy też z Grodna przyjechali dwaj bracia Hrynkiewiczowie. Prapradziad przyszłego księdza Franciszka, Jakub, był unitą, ale syna swego Mikołaja, urodzonego w 1808 r., ochrzcił już w kościele katolickim. Tym niemniej świadomość religii grekokatolickiej i przynależność do cerkwi unickiej w rodzinie Hrynkiewiczów pozostała do dziś.

Po kasacie unii cerkiew unicką zamieniono na prawosławną, a że większość unitów przeszła na katolicyzm, zaczęto budowę kościoła. Konsekrowano go w 1886 r. Wokół byłej cerkwi unickiej znajdował się cmentarz, gdzie spoczywali także przodkowie rodu Hrynkiewiczów. Byłą cerkiew unicką rozebrali więźniowie przywiezieni z Grodna w 1927 r., mimo protestów mieszkańców oraz parlamentarzystów. Dopiero po II wojnie światowej, w latach 50., wybudowano nową cerkiew prawosławną, a po starym cmentarzu unickim dziś już nie pozostał żaden ślad. Jedynie w ludzkiej pamięci.

Wychowany w kulcie przodków unickich, po ukończeniu rosyjskiej szkoły ludowej w Nowym Dworze i gimnazjum w Grodnie, w 1901 r. Franciszek Hrynkiewicz udał się na naukę do Seminarium Duchownego w Wilnie. Tu w kontakcie z klerykami Litwinami uświadomił sobie swoją białoruskość. Wszak język, którym mówiono w rodzinnym Nowym Dworze, był językiem białoruskim. W 1905 r. z Wilna udał się do Petersburga, do Akademii Teologicznej, gdzie w ciągu dwóch lat nauczył się języka niemieckiego oraz zetknął się z tamtejszymi Białorusinami: profesorem Bronisławem Epimachem-Szypiłło oraz studentami akademii, ks. Adamem Lisowskim i ks. Henrykiem Betto. Na zebraniu studenckim 18 grudnia 1905 r. czytał referat o Białorusinach. Na księdza został wyświęcony w 1907 r. i w Nowym Dworze odprawił mszę prymicyjną.

Od 2 października 1907 r. do lipca 1908 r. studiował teologię w Innsbrucku, zaś w latach 1908-1909 – w Monachium. Byli tam także ks. Władysław Tołłoczko, ks. Adam Lisowski, studiowała tam także niejaka Solankówna z Grodna. Tam także Franciszek Hrynkiewicz przyjaźnił się ze studiującymi Litwinami i Ukraińcami. Zachowała się korespondencja z tamtych czasów księdza i jego przyjaciół. A w archiwum w Innsbruku ankieta personalna ks. Franciszka Hrynkiewicza, ks. Władysława Tołłoczki...

W 1909 r. wracał zatem do Grodna napełniony ideą pracy odrodzeniowej na gruncie białoruskim. Wykładając religię w szkołach grodzieńskich, zgromadził wokół siebie młodzież z Grodzieńszczyzny i już w 1909 r. zorganizował Hrodzienski Hurtok Biełaruskaj Moładzi, zwany także Biełaruski Hurtok – Chatka. Należała doń młodzież od klasy 5 oraz pozaszkolna. Celem było wychowanie świadomego Białorusina i chrześcijanina. Wśród członków byli także wyznawcy prawosławia.

Jedna z członkiń HHBM, Ludwika Siwicka-Wojcik, w 1981 r. na łamach “Białoruskiego Kalendarza” (Białystok 1981) wspominała: “1909 год. Восень. У маленькім памяшканні Францішка Грынкевіча ў Бернардынскіх Мурах у Гродне сабралася невялікая грамадка моладзі. Былі там гімназісты апошніх класаў: Адам Бычкоўскі, Ф. Эйсмант, М. Аляксюк, сёстры Ганна і Марыя Халянкі, Галена Шэгідэвічанка (ужо закончыўшыя школу) і я – Людвіка Сівіцкая, вучаніца шостага класа. Абмеркавалі патрэбу стварэньня сваёй арганізацыі, узгоднілі назву: “Горадзенскі гурток беларускай моладзі” (ГГБМ), абдумалі, якую зрабіць пячатку і выбралі праўленне (“урад”) гуртка ў складзе: А. Бычкоўскі – старшыня, М. Алексюк – намеснік старшыні, З. Абрамовіч – сакратар і Л. Сівіцкая – бібліятэкар. На гэтым першым пасяджэнні праўленне гуртка абмеркавала план працы на бліжэйшы час і акрэсліла яго мэты: згуртаванне беларускай моладзі ў Гродне, галоўным чынам школьнай, самаасьвета і магчыма шырокая сувязь з вёскай. Нашым кіраўніком быў школьны капелан, кс. Ф. Грынкевіч. Гэтая акалічнасць мела істотнае значэнне, паколькі гурток быў нелегальны, а ў памяшканні кіраўніка мог параўнальна бяспечна праводзіць свае сходы”.

Wkrótce zorganizowano bibliotekę, w której znalazły się “Smyk” i “Dudka” Franciszka Bahuszewicza, Żalejka” Janki Kupały, “Lud białoruski” Michała Federowskiego, rocznik “Naszej Nivy”. Zamówiono też wydania “Zahlanie sonca i ŭ naša vakonca” z Petersburga. Biblioteka wzbogacała się też o aktualne wydawnictwa, gazety i kalendarze białoruskie. Młodzież jadąc do domu zajmowała się także ich rozpowszechnianiem.

19 lutego 1910 w domu Solanków w Grodnie przy ulicy Policyjnej odbyła się pierwsza wieczornica “Hurtka”. Najpierw wystąpił Adam Byczkowski, następnie Paweł Aleksiuk - z referatem “Biełarusy i ich nacyjanalnaje adradżennie”. J. Kasacka i Zygmunt Abramowicz śpiewali hymn “A chto tam idzie”, A. Klukowski recytował wiersz Janki Kupały “Pażalej mużyka”. Potem wystąpiła orkiestra. W drugiej części pokazano komedię Kropiwnickiego “Pa rewizji”. Po przedstawieniu jeszcze śpiewano i recytowano wiersze. Wieczornica spotkała się z wielkim zainteresowaniem, także przedstawicieli polskiego kółka w Grodnie, którzy wspierali wówczas białoruską działalność ks. Franciszka Hrynkiewicza.

“Hurtok” z przedstawieniami wyjeżdżał także w okolice Nowego Dworu – do Krzysztoforowa, Dubnicy, Sieruciowców. Pokazano “Modny szlachciuk” Karusia Kahanca, “Pastuszkę”, “Michałkę”, “Warażbę cyhanki”. Zorganizowano chór, którym kierował przyszły ksiądz Jan Lewkowicz, pochodzący ze wsi Bity Kamień. Odbywały się raz w tygodniu wykłady i dyskusje dotyczące problematyki białoruskiej – historii, geografii, etnografii. “Hurtok” popierała Eliza Orzeszkowała, dlatego też w jej pogrzebie uczestniczyli jego członkowie.

W 1913 r. członkowie “Hurtka” wydali zbiorek własnej twórczości, odbity na szapirografie w kolorze niebieskim. Miał tytuł “Kołas našaj nivy”. Wstęp napisał ks. Franciszek Hrynkiewicz, wykorzystując ewangeliczną przypowieść o siewcy. Wstęp kończyły słowa: “kab i hety horadzienski “Kołas” vydaŭ choć maleńki, najmienšy kałasočak z paraju ziarniatak: ziarniatak kachańnia baćkaŭščyny i bratoŭ rodnych”. Odbito 50 egzemplarzy. Jeden z nich do dziś znajduje się w dziale rękopisów w Bibliotece Litewskiej Akademii Nauk w Wilnie.

Z kolei w Bibliotece Rosyjskiej w Petersburgu znajduje się 3 tom “Biełarusy” Jewfima Karskiego, który 9 maja 1911 r. członkowie “Hurtka” podarowali Adamowi Byczkowskiemu. Obdarowany akurat kończył gimnazjum i wyjeżdżał na studia do Petersburga. Dedykacja była bardzo oryginalna – pisana wierszem w języku białoruskim “łacinką”:

Na wysokaj hare
Mież kamieniaŭ, karčoŭ,
Arataj tam hare
Chwali żoŭtych piaskoŭ.
I u hety piasok
Zlity potam, krywioj,
Syple żmieńmi ziarno,
Šepčučy: “Boh z taboj”.
A i dumki jaho
Chutko spoŭniatsia, zwon
Cichaj pieśniaj kałasoŭ
Čutny: “Plon niasiem, plon”.
Tak harali i Wy,
Hrunty našych sercoŭ,
Zasiewajučy u ich
Załaty ziorny słoŭ.
Słoŭ dyktujučych nam:
Miłaść rodnaho kraju,
I synoŭ ŭsich jaho,
Aż ad kraju – da kraju.
A nam, udziačnym Wam
Za Wašu pracu, staranie,
Tak na sercy lażyć
Dobraje ich uzhadawańnie:
Kab żeż heta siejba
Nie pierejšła jak son,
Nie razwiejałaś u dym,
A bahaty dala plon!

Pod wierszem zapisano dedykację: “Darahomu siabruku Adamu Byčkoŭskamu na dobruju pamiać ad: HHBM” i podpisali się: po kolei: Ks. Hrynkiewič, K. Kołyško, J. Lewičak, St. Bilmin, A. Zieniuk, W. Chirkouski, E. Kunda, H. Šegidewič, H. Kołyško, L. Siwicka, Z. Klim, A. Solanko, S. Kunda, W. Siemienowicz, A. Sienkiewicz, J. Kossacka, M. Solanko, J. Romanski, J. Soboleŭski, A. Spiewak, A. Docha.

Adam Byczkowski zabrał tę książkę do Petersburga, tam mu ją wykradziono i odesłano do kancelarii gubernatora grodzieńskiego. Jak z powrotem trafiła do Petersburga, pozostanie tajemnicą.

Donos do gubernatora przyczynił się do zmniejszenia zaangażowania ks. Franciszka Hrynkiewicza w działania “Hurtka”. Tym niemniej ksiądz w ciągu lat 1909-1914 była jedyną osobą, która wówczas w Grodnie organizowała ruch białoruski.

W 1977 r. Zygmunt Abramowicz (aktor trupy Ihnata Bujnickiego) wspominał swego wychowawcę: “Dawne przedmaturalne lata, ściśle 1909-1910, spędziłem w starym Grodnie. W murach poklasztornych mieszkał nasz Ks. Prefekt, którego wzruszonym sercem wspominam do dziś, do dziś mojej późnej starości. (...) Nie szczędził sił ani w Służbie Bożej, ani też w szafowaniu dobrocią, wyrozumiałością i serdecznym zrozumieniem aspiracji i dążeń młodzieży. Wokół osoby ks. Franciszka skupiło się w tym okresie grono młodych uczennic i uczniów szkół średnich Grodna. Niektórzy czuli się Białorusinami, inni “wyznawali” polskość w jej szerokim kresowym pojmowaniu i manifestowaniu. Jak np. wszyscy (wbrew zakazowi władz szkolnych) braliśmy udział w pogrzebie znakomitej pisarki Elizy Orzeszkowej. Śp. ksiądz Franciszek pięknie pojmował i konsekwentnie realizował swoje obowiązki kapłańskie, dawał przykład przyjaznego stosunku do ludzi, pobudzał do wzajemnego szacunku pomiędzy młodzieżą”.

Mimo mniejszego zaangażowania popierał inicjatywy białoruskie. Z radością powitał wydanie katolickiego pisma “Biełarus” w 1913 r. Z Grodna pisał do redakcji: “Czytajuczy pierwszy i druhi numery pierszaj biełaruskaj hazety, nieznanaja radaść zachapiła mianie. Cieszyusia ja z usiaho serca, dy ażno nie wierycca, szto woś i my, biełarusy, ureszci możemo mieć hazetu, drukawanaje słowa ab naszych patrebach, szto można ureszci i u naszaj rodnaj mowi hawaryć ab Bohu. (...) I uspomniłosia mnie, jak heta usie blizkije, bratskije narody: Sławiency, Czechi, Charwaty, Rusiny daunym dauno chwalać Boha, wuczacca wiery św., czytajuć kniżki prosta i lohka na mowi toj samaj, szto im ad pierszych dzion żyćcia użo była swojska, bo czuli jaje nad kałyskaj ad maciary, bo hawaryli pierszyje słowy u joj da Boha, da słonka i kwietkau. (...) Znajoma mnie użo dawoli dauno “Nasza Niwa” – dobra hazeta, ale nie stawało tam taho, czaho tak nam potreba, czaho żadaje nasza dusza. I woś ja tak mocna ucieszyusia, szto bliżycca toj czas, kali i my narouni z druhimi ludźmi u naszaj prostaj a swajoj, baćkauskaj ad Boha nam danaj, mahczymiemo ab Bohu, wiery czytać, hawaryć. – Nia tolki u chaci majej, ale i pa chatach usich maich susiedau budzie wasza hazeta żadanym hościem”. Ks. Franciszek Hrynkiewicz wspomagał także “Biełarusa” materialnie. Namawiał do pisywania doń i w ogóle do pracy na niwie białoruskiej ks. Władysława Tołłoczkę. Uczestniczył też w wydaniu modlitewnika katolickiego, opracowanego przez ks. Bolesława Paczopkę “Boh z nami” (Wilnia 1915).

Co sprawiło, że w czasie wojny i po wojnie ks. Franciszek Hrynkiewicz przestał aktywnie działać w ruchu białoruskim? Nadal pozostawał w Grodnie. Nadal był Białorusinem i w tym duchu wpłynął na dużo młodsze rodzeństwo: Józefę (ur. w 1900 r.) i Stanisława (ur. w 1902 r.). W warunkach wojny zaangażował się w organizację szkolnictwa polskiego w Grodnie i polskich organizacji oświatowych – Polską Macierz Szkolną. Także w Nowym Dworze zorganizował trzyoddziałową szkołę ludową. Czy był na tyle realistą, że jako duchowny nie widział szans na powodzenie białoruskiej idei narodowej u boku Polaków? Czy nie potrafił, a może nie chciał, walczyć o prawa Białorusinów z dawnymi swymi sojusznikami – Polakami? Po pierwszej wojnie światowej był prefektem w gimnazjach grodzieńskich, odprawiał nabożeństwa w kościele Bernardynów.

– Był jednym z najbardziej tolerancyjnych ludzi – wspominał siostrzeniec Henryk Falkowski. Swoich białoruskich poglądów nikomu nie narzucał. Działalność swą sprowadzał do nauczania tych, którzy przychodzili na jego “lekcje”, czyli tych, którzy czuli się Białorusinami. Jak mi wspominała moja matka (ś.p.) Jego tolerancja była posunięta do tego stopnia, że uczył polskiego patriotyzmu polską młodzież. Uważał, że współżycie Polaków i Białorusinów powinno być podstawową zasadą. Wszelkie spory powinny się ograniczać do krytycznych dyskusji”.

Rozczarowany był radykalizacją nastrojów białoruskich a jednocześnie polską polityką na Kresach, mającą na celu asymilację Bialorusinów, a nie zgodne z nimi współżycie. Poza zainteresowaniem białoruskim ruchem, czytaniem literatury białoruskiej oraz kontaktami z Białorusinami, głównie własnymi wychowankami, nie angażował się w politykę. Do tego dokuczała mu choroba.

J. Odlanicki-Poczobutt wspominał, jak to “w pierwszych latach po wojnie Ks. Prefekt był bardzo zapracowany, bo wykładał religię w trzech szkołach, prowadził jako ks. moderator sodalicje Mariańskie i stowarzyszenie św. Wincentego. Miał czas wypełniony co do minuty”.

Był spowiednikiem Sióstr Nazaretanek, które w 1932 r. urządziły uroczystość 25 lecia jego święceń kapłańskich. Poważnie już wówczas podupadł na zdrowiu. W 1933 r. załatwiał wszelkie formalności aby wyjechać na leczenie nad Adriatyk.

Ludwika Myślicka, nauczycielka gimnazjum im. Emilii Plater w Grodnie, której udzielał ślubu, chrzcił jej dzieci, po latach wspominała: “Przychodzi wieczorem się pożegnać i mówi, że jutro przy kasie biletowej zadecyduje, co wybrać: Adriatyk czy Kosów (m. wypocz. W Polsce), do którego przeważnie wyjeżdżał na wakacje. Wybrał Kosów, ale już nie wrócił; wrócił, ale w trumnie”.

W Kosowie, koło Zaleszczyk w województwie tarnopolskim, leczył się w zakładzie dr. Tarnawskiego. Zmarł tam 26 lipca 1933 r. W pogrzebie na Cmentarzu Bernardyńskim uczestniczyło “bez mała całe Grodno, niezależnie od narodowości i religii. Widziano nawet wielu Żydów, którzy przyszli oficjalnie złożyć hołd wielkiemu człowiekowi. Za zasługi jego imieniem nazwano miejską bibliotekę i ulicę przechodzącą obok gimnazjum im. Adama Mickiewicza. Ulicę tę można znaleźć na przedwojennych planach Grodna.

Nekrologi o śmierci księdza oraz wspomnienia o nim pojawiły się w prasie, także białoruskiej. A. S-k w “Chryścijanskaj Dumcy” (nr 7) z dn. 15września 1933 r. napisał obszerne “Załobnyja ŭspaminy. Ks. Fr. Hrynkiewič”: “Značeńnie biełaruskaj pracy Ks. Fr. Hr. Ahramadnaje. Na biełaruskich ziemlach Horadzienščyny, u časie poŭnaha zaniapadu biełaruskaj nacyjanalnaj dumki, jon pieršy pawioŭ adradżenskuju kulturnuju pracu. A praca jaho była nialohkaj. Strašnymi pieraškodami byli ciemnata, niawola našaha narodu i mahutnaja warożaść rasiejskaj imperyi. Niaprychilna i waroża, a prynamsi niedawierčywa, da biełaruskaj nacyjanalnaj idei, jak da takoj, adnosiłasia tak ża i polskaja intelihencyja, jakaja pačatki biełaruskaha adradżeńnia padtrymliwała nahetulki, nakolki hena adradżeńnie było raskładowym dziejnikam “jedinoj i niedielimoj” Rasiei, a biełaruskaja nacyjanalnaja idea, jak samastojnaja wartaść, padtrymańnia ŭ polskaj intelihencyi nia mieła. (...) Paśla wajny Ks. Fr. Hr., astajučysia dalej u Horadzienščynie, pracy biełaruskaj bolš nie prawodziŭ. Rewalucyja i wajna, a ŭ ich wyniku ŭwaskresšaja Polšč, stwaryli całkam nowyja warunki i nowyja zadańni biełaruskaj sprawie, da jakich dastasawacca i siarod jakich aktyŭna pracawać Ks. Fr. Hrynkiewič użo nie patrapiŭ. Asabliwa, jak my niabożčyka razumieli, rabiŭ niemahčymaj biełaruskuju jamu pracu ŭ nowych warunkach fakt patreby ŭżo zmahacca z Palakami, a jany-ż choć drennyja, ale ŭsio-ż jašče ŭčarašnija sajuźniki. Da taho-ż nia mienšaj pieraškodaj u aktyŭnaj biełaruskaj pracy Ks. Fr. Hr. było i jaho zdaroŭje, na niastaču jakoha jon uściaż narakaŭ. Ale choć niabożčyk nie pracawaŭ pa wajnie na biełaruskaj niwie aktyŭna, to ŭsio ż-dyki biełaruskaj sprawaj zaŭsidy cikawiŭsia, čytaŭ biełaruskuju litaraturu i padtrymliwaŭ znosiny z niekatorymi biełaruskimi dziejačami. (...)Hetyja ahulnyja i niapoŭnyja ŭwahi ab pracy Ks. Fr. Hrynkiewiča na biełaruskaj niwie niachaj pasłużać Jamu zamiest našaha wianka na jaho syruju mahiłu i niachaj buduć wyrażeńniem našaha pryznańnia i čeści Jaho pracy i Jaho światoj pamiaci!..”

Wspominając po latach swego nauczyciela Kazimierz Obuchowicz stwierdził: “Był wyjątkowym człowiekiem i kapłanem, który na wzór swego mistrza (Jezusa) przeszedł przez życie, wszystkim dobrze czyniąc, niezależnie od stanu i narodowości. Na każdym, kto go znał bliżej, wywarł swój dobroczynny wpływ i dlatego trwałą i świetlaną pamięć pozostawił po sobie”.

Dziś o Ks. Franciszku Hrynkiewiczu pamięta rodzinny Nowy Dwór, rodzina Hrynkiewiczów rozsiana między Nowym Dworem, Warszawą, Wrocławiem, Gdańskiem, Malborkiem, której zaszczepił białoruskość, która pamięta o zasługach swego przodka dla pojednania polsko-białoruskiego. A w Grodnie? Nie ma już ulicy Franciszka Hrynkiewicza. Ale stoi kościół bernardyński, z którym związał swe kapłańskie życie. Na starym cmentarzu katolickim obok kaplicy zachował się pomnik nagrobny. Trochę zaniedbany, ale ktoś od czasu do czasu przynosi kwiaty, zapala znicze, odwiedza grób. Także młodzież, której nadal przyświeca jego przesłanie “kachańnia baćkaŭščyny i bratoŭ rodnych”.