Czasopis

Białoruskie pismo społeczno-kulturalne

02/2003


W politycznej publicystyce posła E. Czykwina...

W politycznej publicystyce posła Eugeniusza Czykwina na łamach religijnego „Przeglądu Prawosławny” (którego jest redaktorem naczelnym) powraca co jakiś czas kwestia wielkiej liczby tytułów (?) i niskich nakładów pism mniejszości białoruskiej w Polsce. Poglądy te Czykwin wygłasza wyłącznie w trosce o kulturę białoruską. Wszak przez niektórych uważany jest za jej obrońcę.

W ostatnim numerze „PP” poseł SLD – redaktor naczelny tak pisze o tej kwestii: „Ministerstwo Kultury finansuje, i dla wielu czytelników będzie to zaskoczeniem, aż osiem – nie licząc książek – periodyków kierowanych do mniejszości naszego województwa. Ta wielość redakcji jest jedną z przyczyn słabości białoruskich pism, których sprzedaż, jak przyznają sami działacze, niestety jest znikoma. Dlaczego liderzy licznych białoruskich organizacji nie pomyślą o połączeniu sił i próbie przełamania czytelniczego marazmu, pozostaje ich tajemnicą”.

Przeanalizujmy, o czym autor pisze w tym tekście. W pierwszym zdaniu mówi o ośmiu pismach finansowanych przez Ministerstwo Kultury RP, skierowanych do mniejszości (chyba narodowych?) w województwie podlaskim. A następnie w sposób bezceremonialny „dowala” pismom i działaczom białoruskim z powodu tak dużej liczby tych tytułów.

Każdy wie, że w województwie podlaskim mieszka najwięcej mniejszości narodowych w skali kraju. Właśnie tutaj wydawane są (i dofinansowywane przez Ministerstwo Kultury RP) pisma dla Białorusinów, Litwinów, Romów i Ukraińców. Trzy ostatnie narodowości mają w regionie po jednym dotowanym tytule. „Przegląd Prawosławny” otrzymuje także dofinansowanie do kolumn w języku białoruskim i ukraińskim. To zatem już cztery tytuły. Zostają – wobec podanej liczby ośmiu – jeszcze cztery inne. Wszystkie białoruskie: tygodnik „Niwa”, „Czasopis”, pismo literackie „Prawincyja” i półrocznik „Białoruskie Zeszyty Historyczne”. „Niwa” jest jedynym periodykiem wyłącznie w języku białoruskim (tak jak ukraińskie „Nasze Słowo”, wydawane w Warszawie) i odgrywa dużą rolę informacyjną, ale przede wszystkim spełnia ogromne zadanie kulturotwórcze. Nasz „Czasopis” jest miesięcznikiem społeczno-kulturalnym skierowanym nie tylko do Białorusinów, chociaż głównie do nich. Redagowany w połowie po białorusku stanowi niejako dopełnienie „Niwy”, docierając do tych czytelników, którym trudno już czytać teksty w tym języku. Ale formuła naszego pisma jest zupełnie inna. Czytelnicy „Cz” to w zdecydowanej większości inteligencja, także ta rodząca się, czyli młodzież licealna i studenci. Wśród wiernych prenumeratorów mamy wiele osób z tytułami profesorskimi, uważnie czytani jesteśmy w redakcjach pism ogólnopolskich, a także ­– i nie tylko służbowo – przez urzędników.

Zaś periodyk „Prawincyja” (faktycznie rocznik) należy obecnie – nie waham się stwierdzić – do najlepszych białoruskich pism kulturalno-literackich na ogół. Natomiast półrocznik „Białoruskie Zeszyty Historyczne” jest jedynym pismem historycznym w Polsce w pełni poświęconym tematyce białoruskiej i stosunkom polsko-białoruskim (dotychczas ukazało się 18 numerów). Pismo to ma już renomę w środowisku – nie tylko naukowym – w Polsce i Białorusi, posiada także stałych czytelników i prenumeratorów w wielu innych krajach (np. tak od nas odległych, jak Japonia). Jak na pismo historyczne posiada duży nakład – 1000 egzemplarzy.

Jak poseł Czykwin wyobraża zatem połączenie tych czterech tak różnorodnych pism w jedno? To zwykły absurd! Ale jakże przekonująco brzmi dla niezorientowanego czytelnika „Przeglądu Prawosławnego”.

Odnośnie nakładów rzeczywiście jest to bolączka. Chciałoby się, żeby były większe. Chyba nikt z wydawców tego nie ukrywa. Ale pewnych zjawisk nie da się przezwyciężyć. Tym bardziej, że są to pisma mniejszości narodowych. Ponadto ludzie ubożeją, oszczędzają na kulturze. Wszak najpierw trzeba kupić chleb, a potrzeby kulturalne często są na ostatnim miejscu. Mizerne finanse redakcji nie pozwalają na reklamę i promocję (nie wspominając o trudnościach finansowych zakłócających normalne funkcjonowanie periodyku). Wszak wszystkie pisma kulturalne w Polsce są dziś niskonakładowe, ale ilość drukowanych egzemplarzy nie zawsze jest proporcjonalna do roli i znaczenia, jakie one odgrywają w społeczeństwie. W przypadku wielu innych pism, np. kolorowych tygodników, często jest wręcz przeciwnie. Wielkości podawanego w stopce redakcyjnej nakładu „Przeglądu Prawosławnego” można pogratulować. Trzeba jednak pamiętać, że miesięcznik ten ma jednoznaczne oblicze religijne i jest nieformalnym tytułem cerkiewnym, kolportowanym niemal we wszystkich parafiach w Polsce (przede wszystkim tam), często przy czynnym wsparciu duchowieństwa i obsługi cerkiewnej.

P.S. Inną kwestią jest wielkość przyznawanych dotacji. Na przykład 48stronicowy „Czasopis” w ubiegłym roku otrzymał z Ministerstwa Kultury niewiele więcej niż „Przegląd Prawosławny” na ten rok na wydawanie czterech stron (!) w języku białoruskim i ukraińskim. My dotacji jeszcze nawet nie otrzymaliśmy, ale wiemy, że więcej niż w ub.r. (95 tys. zł) raczej nie dostaniemy.